Trzy, dwa, jeden, zero


REGUŁA TRZECH

Lubiłam matematykę, ale poza podstawowymi działaniami dodawania, odejmowania, mnożenia i dzielenia, z edukacji matematycznej pozostała mi jedynie umiejętność posługiwania się tym oto równaniem z jedną niewiadomą, zwanym regułą trzech: jeśli a odpowiada b, a c odpowiada niewiadomej x, to niewiadoma x = (b · c) : a. Dlaczego właśnie ta formułka zapadła mi w pamięć, pozostaje dla mnie niewiadomą.


Do zapisywania spostrzeżeń dotyczących własnego życia często używam pojęć zaczerpniętych z matematyki. Doświadczenia ujmuję w cyfry lub figury geometryczne, tworzę własne wzory. W swych doświadczeniach życiowych widzę ukryty ład, zauważam pewne prawidłowości, widzę jakąś wyższą logikę. Moja matematyka pomaga mi zwięźle ujmować pewne zjawiska.

Kiedy byłam jeszcze stosunkowo młoda, miałam przeczucie, że moje życie będzie przebiegać według wzoru: 3 → 2 → 1 → O. Najpierw było nas troje. Po śmierci Taty zostałyśmy we dwójkę. Czułam, że po śmierci Mamy zostanę sama. A potem i ja odejdę. Złączona z moimi najbliższymi bardzo intensywnymi więzami, złapana w tę rodzinną pułapkę, stopniowo zaniknę. Moje życie zostanie sprowadzone do zera.



SYNTEZA I ANALIZA W JEDNYM STAŁY DOMU

Synteza początkowo mieszkała sama, na trzecim piętrze. Analiza natomiast - również sama - na pierwszym piętrze w tej samej kamienicy. Tam się poznały, a po ślubie zamieszkały razem, w bardziej okazałym mieszkaniu na piętrze pierwszym. Po dwóch latach z ich związku narodziłam się ja: synteza analityczna lub analiza syntetyczna, jak kto woli.

Dla Mamy wszystko było oczywiste. Miała jasno określone zasady i poglądy, których trzymała się konsekwentnie, bez zbytniego analizowania szczegółów - jak mi się wydawało. Mama była jak transparent, na którym umieszczono szlachetne hasła. Myślała wartościami i wartości mnie uczyła.

Ojciec natomiast wszystko rozkładał na czynniki pierwsze tak drobiazgowo, że - w moim przekonaniu - gubił sens całości i poczucie kierunku. Nie mówił mi o szczytnych ideałach, lecz o mechanizmach. Był jak rozległy step, bez tajemnic i bez drogowskazów.

Mama uważała, że zawsze ma rację, i pewnie często tak było. Jednak dopiero po latach zrozumiałam, dlaczego tak trudno było mi to zaakceptować. Zdarza się bowiem, że sposób demonstrowania lub obrony racji może tę rację zniweczyć, przekreślić, uśmiercić. Mama była jak wzniesiona na stepie twierdza warowna z zatkniętym na szczycie sztandarem, której murów nie byłam w stanie przeniknąć.



LICZBY PARZYSTE

Po śmierci Ojca życie uprościło się. Skończyło się bolesne rozdarcie między Rodzicami. Pozostałyśmy dwie, a dom został scalony. Po śmierci Mamy życie uległo dalszemu uproszczeniu. Skończyło się splątanie z Mamą. Zostałam sama jedna, a cztery miesiące później zniknęłam i ja. Zostałam zredukowana do zera.

Wtedy zaczęły powracać liczby parzyste mojego życia. Ktoś z przeszłości szukał ze mną kontaktu. Kogoś innego spotkałam nieoczekiwanie w nieoczekiwanym miejscu. Ktoś zadzwonił po kilkunastu latach. Ktoś inny napisał po latach kilkudziesięciu - „żebyśmy kiedyś w niebie mogli spojrzeć sobie w oczy”.

Nastąpiła fala powrotów niespodziewanych, ale upragnionych, często niosących nadzieję na wprowadzenie w dawnych relacjach „harmonii wstecz ustanowionej”. Cieszę się, że osoby te znowu są w moim życiu, że wiemy o sobie, że możemy rozmawiać ze sobą – nawet jeśli nie zawsze z pełnym zrozumieniem.

Emocje żyjące we wspomnieniach wygasły, życie potwierdziło sens tamtych rozstań. Taka jest moja droga, a ja już nie szukam na niej nikogo do pary. Nie przepadam za liczbami parzystymi, jeśli nie dane im jest przechodzić w nieparzyste. Liczby parzyste zapatrzone w siebie nawzajem, odgradzają od świata. Liczby nieparzyste na świat otwierają i świat zapraszają do swego wnętrza.



OD TERCETU DO TRÓJCY

Tak jak z matematyki zapamiętałam jedynie równanie z jedną niewiadomą, tak z katechezy zapamiętałam tylko tę prawdę, że jest jeden Bóg. To było w szkole podstawowej. Wkrótce potem przestałam praktykować religię, w którą zostałam wcześniej wprowadzona przez sakramenty inicjacyjne.

Być może stało się tak dlatego, że nie widziałam jedności ani w naszej rodzinie, ani w sobie? Nasz dom tak bardzo wydawał się różny od innych, które znałam, że naszą trójkę zaczęłam nazywać tercetem egzotycznym.

Jestem wdzięczna Rodzicom za życie, wiele też mojemu domowi zawdzięczam. Śmierć Rodziców też nie była bez znaczenia – tak jakby do samego końca mnie rodzili. Śmierć Ojca była jak nowe poczęcie, a śmierć Mamy – jak drugie narodziny. Tercet egzotyczny zamienił się w duo klasyczne, które zaowocowało solową karierą jednej z jego uczestniczek, trwającą do czasu, gdy dane jej było zrozumieć, iż jest tylko instrumentem.



WIĘZIENIE UTKANE Z LINII

Zadanie swego życia rozwiązałam i zgadzam się na wyzerowanie mnie. Niewykluczone, że ceną dojścia do tego wyniku jest obecna agorafobia. Stałam się bowiem więźniem matematyki. Jestem więźniem linii. Jedyna nadzieja w Tym, który wyprowadza na wolność - na bezkres nieskończoności. Moja nadzieja w Tym, który już nie jeden raz mnie uzdrawiał. Teraz Twoja kolej, Panie. Trzy, dwa, jeden, zero. Start!



Zero to poważny i trudny problem historyczno -naukowo -dydaktyczno -filozoficzny. Historyczny dlatego, że do tej pory nie ustalono zbyt dokładnego przedziału czasowego w którym pojawiło się zero. Naukowy dlatego, że należy określić pojęcie zera jako liczby a nie tylko znaku cyfry, a to wymaga wcześniejszego określenia samego pojęcia liczby. Dydaktyczny z powodu sposobu i miejsca wprowadzenia liczby zero w nauczaniu szkolnym. Zaś filozoficzny dlatego, że chociaż zero jest niczym to ma ścisły związek z wszystkim. (Coś o niczym i o wszystkim)



2008-11-29


KOMENTARZE - tutaj


.