Stalowe magnolie*

Dziewczętom kazano usiąść po prawej stronie auli, chłopcom po lewej. Pani Dyrektor, zwracając się do dziewcząt, rzuciła krótkie polecenie: - Które chcą do chłopców, niech przejdą na lewą stronę! - W ten sposób, na kilka dni przed rozpoczęciem nauki w ogólniaku, zostaliśmy podzieleni na dwie klasy: mieszaną i żeńską.

*

W pierwszym odruchu wstałam i ruszyłam w kierunku chłopców. Kiedy jednak zobaczyłam piszczący tłum dziewczyn rozpychających się łokciami i przewracających krzesełka w wyścigu do miejsca po lewej stronie auli, usiadłam i w taki sposób wraz z innymi - bardziej powściągliwymi - koleżankami znalazłam się w klasie żeńskiej.

Powściągliwość – to słowo najlepiej charakteryzowało nas jako klasę. Była to jedna z lepszych klas w historii szkoły, ale nie miałyśmy w zwyczaju afiszować się wiedzą lub zdolnościami. Nauczyciele musieli zadawać sobie sporo trudu, aby przebić się przez barierę naszej rezerwy.

Byłyśmy klasą zgodną, ale nie byłyśmy klasą zgraną. Od początku życie klasowe toczyło się w niewielkich grupkach: koleżanek z podstawówek, dziewczyn bardziej rozrywkowych, uczennic szkoły muzycznej, mieszkanek internatu.

Trzon mojej paczki stanowiły koleżanki z podstawówki. Byłyśmy z jednej strony grupką mocno hermetyczną, a z drugiej najbardziej aktywną na forum całej klasy. Nierzadko zgłaszały się do nas koleżanki z innych grupek: - Dziewczyny, dobrze byłoby, żeby jutro nie było lekcji. Wymyślcie coś, a my się dostosujemy. - I wymyślałyśmy jakieś małe szaleństwo, a reszta klasy z pełną godności powściągliwością poddawała się naszemu scenariuszowi.

*

Miesiąc temu spotkałyśmy się po raz pierwszy od czasu matury. Skrzyknięcie się na uroczystą kolację zajęło nam niecałe 2 miesiące. Za tydzień jesteśmy z kolei umówione na pierwsze comiesięczne spotkanie w herbaciarni, a jesienią planujemy ognisko z pieczeniem ziemniaczków u jednej z koleżanek na Kaszubach.

Podczas niedawnej kolacji nie brakowało nam tematów do rozmowy. Wcześniej, gdy zasiadłyśmy w ławkach w naszej dawnej klasie, nie zamykały nam się usta. Nawet w kaplicy, gdzie Mszą za te z nas, które już przeszły na drugą stronę życia, rozpoczęłyśmy nasze spotkanie, moje odnalezione po latach koleżanki miały sporo do powiedzenia podczas wprowadzenia do Mszy i jej zakończenia. Nie poznawałam mojej powściągliwej klasy.

Na spotkanie przybyły 22 koleżanki - na 27 żyjących (4 z nas już zmarły), które chodziły do klasy przez pełne cztery lata, i do których udało się dotrzeć z informacją. Dawne podziały już od dawna nie istnieją – nie wytrzymały próby czasu. Natomiast powściągliwość, którą pewnie mamy we krwi, życie wzbogaciło doświadczeniem, które czyni człowieka bardziej otwartym. Po 37 latach od matury - na progu emerytury - próbujemy zintegrować się jako klasa.


* Tytuł nawiązuje do filmu „Stalowe magnolie”, reż. Herbert Ross, prod. USA




2008-03-30



KOMENTARZE - tutaj


.