Mam
słabe nogi, ale cierpi na tym głowa. Pierwszy poważny upadek,
który zapamiętałam, wydarzył się w dzieciństwie. Schodziłam po
stromych wysokich schodach w naszej kamienicy, potknęłam się i
zaczęłam spadać z wysokości półpiętra. W następnej odsłonie
pamięci widzę siebie stojącą na kamiennej posadzce u podstawy
schodów, całą i zdrową, ze świadomością, że nie wiem, w jaki
sposób znalazłam się na dole.
*
Dwa kolejne wypadki, które nie zakończyły się upadkiem, miały
miejsce, gdy byłam już dorosła. Świadkiem pierwszego był idący
z naprzeciwka betonowym chodnikiem znajomy. Na chodniku nie było
nikogo oprócz nas dwojga. W pewnej chwili potknęłam się i
zaczęłam padać na plecy. Czułam, że moje ciało wychyliło się
poza środek ciężkości, co oznaczało, że już nie będę w
stanie w żaden sposób odzyskać równowagi. W tej chwili poczułam
na plecach dotyk i delikatne pchnięcie, które przywróciło mnie do
pozycji pionowej. Kiedy znajomy zrównał się ze mną, wykrzyknął
zdumiony: - Jak ty to zrobiłaś?
Z kolei kilka lat temu zaczęłam spadać z fotela komputerowego na kółkach
- tak nieszczęśliwie, że mogłam poważnie uszkodzić kręgosłup.
Nagle poczułam, że ktoś pomaga mi usiąść na podłodze z gracją
baletnicy, co nie należy do mojego normalnego repertuaru zachowań.
Siedziałam bezpiecznie na tej podłodze, ze świadomością, że
tutaj ktoś był i posadził mnie w tej wygodnej pozycji. Sąsiadka!
- pomyślałam, gdyż była ona jedynym człowiekiem znajdującym się
wtedy w pobliżu mojego mieszkania. Na wszelki wypadek rozejrzałam
się wokół: w mieszkaniu byłam sama.
*
Mam
jednak na koncie parę groźnych upadków na oblodzonych
powierzchniach, a także dwa niezmiernie groźne upadki w domu, kiedy
cały ciężar upadku musiała przyjąć na siebie głowa. Ostatni z
nich – najgroźniejszy - miał miejsce 4 tygodnie temu. Cudem jest,
że z każdego z nich wychodziłam bez szwanku. Miałam jednak
pretensję do swojego Opiekuna, że zagapił się, że nie podtrzymał
na czas, że dopuścił do zagrożenia zdrowia i życia.
Doświadczenie
Czyjejś bezpośredniej interwencji w momentach zagrożeń napawało
duszę radością, wdzięcznością, pewnością [Aniele Boży!]. Trudno więc było
pogodzić się z tym, że podobna pomoc nie jest pewnikiem, że nie
pojawi się automatycznie przy każdym zagrożeniu, że Pomagający
działa w sposób wolny i niezależny od moich oczekiwań – że
przy którymś z kolejnych upadków mogę stracić zdrowie albo
życie, że to nie moja wola się dzieje. Oto proza i groza życia.
12.05.2008
KOMENTARZE - tutaj
.