Półtora
roku temu związałam się na krótko z niewielką muszką, co niestety - w przeciwieństwie do kotka [Solo] - nie wyszło
jej na dobre. Ćwierć wieku wcześniej, rozstając się z Solo
postanowiłam, że w moim życiu nie będzie miejsca dla udomowionych
zwierzątek i doniczkowych roślinek [Roślina doniczkowa]. Nie przewidziałam wtedy, że
mała muszka może również stanowić wyzwanie dla mojej
emocjonalności.
*
Zawsze
lubiłam rozległe przestrzenie, jednak od pewnego czasu, prawie
niepostrzeżenie, poruszanie się w przestrzeni zaczęło stawać
się coraz trudniejsze. Stwierdzona choroba tarczycy oraz przepisany
lek dopełniły dzieła – od półtora roku nie jestem w stanie
samodzielnie poruszać się w otwartych przestrzeniach.
Pamiętam
ostatni dzień wolności. Pamiętam datę, pamiętam okoliczności [Dziewięć dni tygodnia].
Następnego dnia już nie wyszłam do miasta. Znalazłam się w
potrzasku lęku, zamknięta w czterech ścianach mieszkania,
umieszczona przez los w przymusowej klauzurze.
Wtedy
w celi mojego mieszkania pojawiła się mała muszka. W ciągu
kilkunastu dni naszego wspólnego życia nie wylatywała na zewnątrz
w czasie wietrzenia mieszkania, a przez szeroko otwarte okna nie
wlatywały też do środka żadne inne stworzonka. Ludzie
przychodzili i odchodzili. Mucha trwała na posterunku.
Przezornie
nie nadawałam jej imienia, chociaż pokusa takiego sentymentalizmu
pojawiła się parę razy. Nie uniknęłam jednak kilku zabawnych
sytuacji. Stolarza, który przyszedł montować półkę w kuchni
usilnie prosiłam, żeby przypadkiem nie wpadł na pomysł
uśmiercenia muchy, która cały czas – w sposób dość namolny -
towarzyszyła nam podczas rozmowy. Osobom odwiedzającym mnie w mojej
klauzurze z przejęciem opowiadałam natomiast o jej zwyczajach,
podczas gdy moi goście patrzyli na mnie z niedowierzaniem, że ktoś może
tak przejmować się życiem jakiejś muchy.
W
ciągu tych kilkunastu dni zrozumiałam, co odczuwać mogą
więźniowie wchodzący w emocjonalną zażyłość z pojawiającymi
się w celi zwierzątkami. Poznałam też, jakim zagrożeniem dla
życia duchowego osób oddanych kontemplacji może być pokusa
emocjonalnego związania się z jakimkolwiek stworzeniem, nawet tak
małym i niepozornym, jak moja muszka.
Z moją
muchą łączył mnie wspólny mianownik – żywe życie w nas obu.
Osamotniona od ludzi, zamknięta w czterech ścianach mieszkania,
lgnęłam sercem i umysłem do tego żyjątka, zapominając o Tym,
który życie daje, który samotność wypełnia, który wyprowadza
na wolność. Moje niesforne serce musiało otrzymać kolejną lekcję
samotności, musiało nauczyć się coraz głębszą samotność
wytrzymywać - bez żadnych emocjonalnych ucieczek w kierunku
stworzeń.
17.05.2008
KOMENTARZE - tutaj
.