Po raz
pierwszy od wielu lat zaangażowałam się w kampanię wyborczą. Z
własnej inicjatywy, na swój skromy sposób, dziesięć dni przed
wyborami, w internecie. Po debacie Kaczyński – Tusk trafiłam na
portal jednej z prywatnych stacji telewizyjnych i postanowiłam
wpisać swój komentarz. W niedługim czasie dowiedziałam się, że
jestem: tępy pisuar, rydzykokaczysta, wszechmoher, zlasowany mózg,
wściekły bullterrier pisu, ptasia plaga, pisowski śmietnik,
ogłupiony cham, ciemny ludek, małpi rozum, piesek pisu, durny
pustak, zwykły kmiot, kołtun i nieudacznik. Żadnej merytorycznej
odpowiedzi. I tak już pozostało do samych wyborów. Wracałam na
ten portal co jakiś czas, żeby sobie ostrzyć dowcip na
popieraczach PO. To była świetna zabawa - co pojawiał się nowy
antypisowski komentarz, otrzymywał odpowiednią ripostę. Każda
riposta orginalna i świeżutka. Nic z tego. Nikt nie próbował
podjąć wyzwania. Szedł tylko jeden propagandowy łomot. Popieracze
potrafili wyłącznie powtarzać zasłyszane gdzieś prymitywne
mantry nawołujące do bicia w kacze kupry. Seans nienawiści. Sabat
czarownic.
W 1980
organizowałam „Solidarność” w swoim środowisku – mówiłam
o godności, niezależności i samorządności. W 1989 gardłowałam
za Komitetem Obywatelskim – w świetlicach, remizach i kościołach
mówiłam o nadziei i wolności. W tym roku... Szkoda mówić.
22.10.2007
KOMENTARZE - tutaj
.