Nie tak miało być

W 1981 pracowałam wraz z kolegami nad programem działania "Solidarności" w moim regionie. Wiele z zawartych w nim haseł było wyłącznie pobożnymi życzeniami. Widzieliśmy, jak wiele spraw wymaga zmiany, i wiedzieliśmy, jak niewiele możemy zmienić. Ale program należało mieć, pewnie po to, żeby nasza walka poważniej wyglądała.

W czasie jednej z przerw w pracy, rozmarzyłam się: - Wiecie, po co to robię? Po co angażuję się, ryzykuję, poświęcam czas? Z czystego lenistwa. Żebym mogła kiedyś nic nie robić, tylko po prostu otworzyć telewizor, przeczytać gazetę, dowiedzieć się co i jak, a następnie raz na jakiś czas pójść spacerkiem na wybory - i mieć spokój na następne kilka lat.

Jest rok 2007, od tamtej pory minęło ćwierć wieku, i nadal - jak wtedy - nie mam po co otwierać telewizora. Z gazetami też nie lepiej. W czasach PRL-u w moim domu zdobywało się wiadomości przez konfrontowanie czterech źródeł. Były to: "Trybuna Ludu", "Życie Warszawy", "Polityka" - plus obowiązkowo "Wolna Europa". Teraz musiałabym się znowu gimnastykować, ale ja już mam dość. Obecnie zwykła lektura 3-5 tytułów już nie wystarczyłaby. Dodatkowo musiałabym śledzić aktualne roszady personalne, przekształcenia własnościowe w wydawnictwach, koniunkturalne ekwilibrystyki redakcji. Prasa kameleonowa. Dość.

Z nadzieją powitałam taką inicjatywę jak salon24.pl. Ale tutaj znowu muszę za dużo główkować, co zabiera - jak się okazuje, nie tylko mojej osobie - zbyt dużo czasu. Posty na SG zmieniające się jak w kalejdoskopie, litanie komentarzy do nich, kontr-posty, gmatwanina opinii, aluzje kryjące się za różnorodnymi buźkami, uczenie się trolli... Ile można? Nie tak miało być.




2007-11-29


KOMENTARZE - tutaj


.