Otwierałam
ludzi jak puszki. Każda otwarta puszka okazywała się zawierać w
sobie następną. I tak - warstwa po warstwie - wchodziłam w
każdego z nich coraz głębiej. Na żadnym z odsłoniętych poziomów
nie znajdowałam odpowiedzi na pytanie, kim ten człowiek jest. W
końcu dochodziłam do puszki ostatniej, najgłębiej ukrytej. W
każdym przypadku spotykało mnie rozczarowanie. Moja podróż w głąb
człowieka kończyła się niczym. W środku nic nie było. A ja
odchodziłam samotna.
Wtedy
miłość mi wszystko wyjaśniła. Tam, w samym środku, była -
ona. Człowieka do końca nie zrozumiem. Mogę go tylko do końca
pokochać. Do głębi. Na amen. [Myśli miłosne]
19.05.2008
KOMENTARZE - tutaj
.