POCZĄTEK
W
nastoletniej młodości duchowo kibicowałam hippisom. Pociągała
mnie psychodelia, ale nie dane mi było śnić psychodelicznych snów.
Kiedy w czasie pewnej imprezy narkotyk po raz pierwszy był na
wyciągnięcie ręki, sama byłam zdziwiona, jak bardzo kategorycznie
zabrzmiało moje - nie. [Wciągała pani kokainę?]
Moje
wrota poznania są gdzie indziej. Znajdują się gdzieś w pokoju, w
którym śpię. Lubię myśleć, że tutaj zostałam poczęta i nie
wykluczam, że tutaj umrę. Z tego pokoju do wieczności przechodzili
moi Rodzice i tutaj dane mi było odczuć smak życia wiecznego –
kilka miesięcy po śmierci Mamy, podczas modlitwy przed wylaniem
Ducha Świętego.
KONIEC
Ze
śmiercią byłam oswajana od dzieciństwa. Dwa pokolenia dzieliły
mnie od Rodziców, którzy wiekowo mogli być moimi dziadkami. Siłą
rzeczy temat śmierci był obecny w naszym domu, a ja w wieku
piętnastu lat wygłosiłam manifest o śmierci nadającej sens
życiu. Moimi ówczesnymi mistrzami byli pewnie starożytni stoicy.
Mama
umierała często i za każdym razem bardzo rzeczowo przygotowywała
mnie na swoje odejście. Po pewnym czasie jej instrukcje przestały
już robić na mnie wrażenie. Tata nie mówił o swojej śmierci,
tylko pewnego poranka po prostu zmarł. Było to po drugim roku moich
studiów.
Agonia
trwała kwadrans i wszystkich nas zaskoczyła. Ojciec bardzo wierzył
w dziedziczną długowieczność i śmierć była niespodzianką, na
którą pewnie nie był wewnętrznie przygotowany. Bóg jedyny to
wie. Ja wtedy na takich sprawach, jak życie wieczne, w ogóle się
nie znałam. [Notatnik Mamy. Ostatni wpis]
Mama
przeżyła Ojca prawie o ćwierć wieku. Kiedy zaczęła słabnąć,
pragnęła już umrzeć. Widząc jednak, że Jej obecność jest dla
mnie ważna, powiedziała któregoś dnia Bogu: - Zabierz mnie
wtedy, gdy już nie będę potrzebna mojej córce. - Tamtego
popołudnia powiedziałam Mu w modlitwie, że ten czas już nadszedł,
a wieczorem stało się to, co stać się miało. Mama przeszła do
wieczności.
POKÓJ
PRZEJŚCIOWY
Pokój,
w którym czas spotyka się z wiecznością, nosił miano środkowego
do czasu, gdy w latach sześćdziesiątych Rodzice zostali zmuszeni
do oddania połowy kwaterunkowego mieszkania do dyspozycji
administracji. Zgodnie z wprowadzonymi wtedy przepisami, troje
lokatorów na stu dwudziestu metrach kwadratowych znacznie
przekraczało obowiązującą normę powierzchni mieszkalnej na jedną
osobę.
Stawki
opłat czynszowych za tzw. nadmetraż były poza naszymi
możliwościami finansowymi. Rodzice nie chcieli zmieniać mieszkania
i zgodzili się na jego podział na dwa lokale mieszkalne. Żyję
więc w mieszkaniu okaleczonym, zamienionym w swoisty kołchoz - ze
wspólnym przedpokojem, przez który przechodzą obcy ludzie.
Pokój,
w którym zostałam poczęta, zmienił się więc ze środkowego na
graniczny. A z czasem, z sypialni Rodziców stał się pokojem
Ojca. Rodzice, coraz bardziej skłóceni, postanowili dokonać
nieformalnej separacji, co wiązało się z dalszym podziałem naszej
części mieszkania. Tata zamieszkał w jednym pokoju, Mama w drugim,
a ja - zależnie od koniunktury emocjonalnej - pomieszkiwałam to tu,
to tam [Tajemnice rodzinne].
ŚMIERĆ
JAKO ZAGADKA
Oboje
Rodzice zmarli w domu, w mojej obecności. Umierali w tym samym
miesiącu i w tym samym pokoju, który po śmierci Ojca stał się z
czasem pokojem Mamy, a Ich śmierć wyznaczała rytm moich
nawróceń.
W
dniu, w którym zmarł Ojciec, dany mi został pewnego rodzaju wgląd
w rzeczywistość po drugiej stronie śmierci. Patrzyłam na
spoczywające na łóżku zwłoki i wiedziałam, że mój Ojciec jest
już gdzieś indziej. [Świadectwo]
Doświadczenie
to było na tyle silne, że po latach oczekiwałam podobnego doznania
w czasie nocnego czuwania przy zwłokach Mamy. Tym razem jednak nic
takiego nie wydarzyło się. Przede mną leżało martwe ciało
osoby, która nadal była moją Matką.
Wymiar
duchowy rzeczywistości i tej samej rzeczywistości wymiar cielesny.
Zagadkę, którą przyniosła śmierć Ojca już rozwiązałam.
Zagadkę śmierci Mamy rozwiązuję nadal. Jej śmierć nie
wstrząsnęła mną tak, jak śmierć Ojca. Po wyjściu lekarza,
który stwierdził nagłą śmierć sercową, oraz księdza, który
odmówił stosowną modlitwę, i ja pomodliłam się - Hymnem do Ducha Świętego - za duszę Mamy,
a następnie przesiedziałam przy Niej do rana.
W
STYLU PANI MARII
Przez
część tego nocnego czuwania towarzyszyła mi Pani J., która
opiekowała się Mamą w ostatnich latach Jej życia. Piłyśmy
herbatę i rozmawiałyśmy przy stygnących zwłokach. Obie
zgodziłyśmy się, że to w stylu Pani Marii, która bardzo lubiła
i gości, i herbatę. I zdrowy śmiech – także z siebie samej.
Pani
J. nieraz mówiła, że opiekując się Mamą, tak wiele uczy się od
Niej. Mama traciła pamięć i ciało, stawała się wysuszonym
bezradnym wióreczkiem, w którym jednak było coś, co przemawiało
mocniej niż słowa.
Na
moment przed agonią, gdy przenosiłam Mamę na fotel, żeby było
Jej łatwiej oddychać, nasze oczy spotkały się, a Ona spojrzała
na mnie tak świadomie, jak za dawnych czasów. W następnej
sekundzie krew spłynęła z twarzy, ustępując miejsca trupiej
bladości, a ja wiedziałam, że z tego, czego jestem świadkiem, nie
ma już powrotu.
Skonała
- prawie same kosteczki obciągnięte cieniutką skórką - siedząc
w fotelu wyłożonym poduszkami, a mnie na wspomnienie Jej ostatniego
tchnienia przychodzi tylko jedno określenie: dzielność. Śmierć
była ostatnim zadaniem do wykonania i Ona je po prostu wykonała.
Umarła.
POZA
GRÓB
Pokój,
w którym umierali Rodzice jest teraz moją sypialnią. Tak jak przez
całe życie próbowałam - na swój sposób - scalić małżeństwo
Rodziców, tak też miałam nadzieję scalić na powrót nasze
okaleczone mieszkanie. Nie sądzę jednak, że to się uda. Nie wiem
nawet, czy tego jeszcze chcę, i czy to takie ważne. [Pokój nam wszystkim]
Na
cmentarzu czeka na mnie wspólny grobowiec: Mama, Tata, Ojciec Ojca oraz NN (pewnie jakiś Niemiec, którego szczątki wykopano podczas ekshumacji szczątków Taty i Dziadka przed zrobieniem nowego wykopu pod murowany grobowiec przy okazji pochówku Mamy), i miejsce dla mnie. Czy będzie mi dane tam spocząć,
tego nie wiem.
Na
razie mam swoje przepołowione mieszkanie i pokój, z którego
przechodzi się do wieczności. Czy stanie się to tutaj, nie wiem.
Jedyne, co wiem, to coraz wyraźniejsza świadomość, że kiedyś
trzeba będzie to ostatnie zadanie wykonać [Jestem w kropce]. I jeszcze słowa, które
– jak ostrzeżenie i wezwanie – przyszły mi na myśl w chwilę
po zgonie Mamy: Czuwajcie i módlcie się!
*
Nawiązanie do eseju A. Huxleya pod takim samym tytułem
16.11.2008
KOMENTARZE - tutaj
.