Czy niewiedza jest błogosławieństwem?

Trzynastego grudnia 1981 roku, w popołudniowych godzinach pierwszego dnia stanu wojennego, zostałam na krótko aresztowana. Przewieziono mnie przez mroczne ulice zamarłego miasta na komendę milicji i tam przesłuchiwano do późnych godzin wieczornych.

Próbowano między innymi zmusić mnie do podpisania tzw. lojalki. Ponieważ stanowczo odmawiałam, porucznik T. spróbował na koniec zastraszyć mnie wizją zsyłki: - Wyślemy panią na 30 lat na Syberię, to zmądrzeje tam pani! Czytała pani Archipelag Gułag? - Zgodnie z prawdą odpowiedziałam, nieporuszona dramatyzmem opisywanych w nieznanej mi książce sytuacji, że nie, wytrącając w ten sposób esbekowi z ręki ostatnie narzędzie nacisku. Zostałam wypuszczona do domu bez konieczności podpisywania jakichkolwiek zobowiązań.

Ponownie aresztowano mnie pół roku później i wywieziono do ośrodka internowania dla kobiet w Gołdapi na Suwalszczyźnie, położonego kilkaset metrów od sowieckiej granicy. Tam, podczas dyskusji w gronie innych internowanych pań na temat ignorancji, opowiedziałam tę historyjkę na obronę tezy, że niewiedza jest błogosławieństwem.

Wtedy inna z internowanych przedstawiła swoją kontr-opowieść. Po aresztowaniu próbowano dodatkowo zastraszyć ją swoistą egzotyką tego odległego miejsca: - Zostanie pani przewieziona pod samą granicę z ZSRR. Aż do Gołdapi! - Na co ta najspokojniej w świecie odparła: - Aaa, Gołdap... Znam, znam. Śliczne miejsce! Byłam tam kiedyś na wakacjach.



2008-10-06

.